StoryEditor

Sezon trudnej walki z chorobami w sadach ziarnkowych

09.12.2021., 11:47h
Deszczowa pogoda w minionym sezonie sprzyjała przede wszystkim rozwojowi chorób. Dodatkowo problem prawidłowej ochrony potęgowały również pozostałe czynniki atmosferyczne. Co i dlaczego mogło pójść nie tak?

Warunki pogodowe utrudniały ochronę chemiczną w sadach

Początkowo nie spodziewano się tak trudnej sytuacji w ochronie drzew przed chorobami. Jednak wkrótce okazało się, że wiosna w 2021 r. będzie zapamiętana jako wyjątkowo zimna, deszczowa i wietrzna, co bardzo utrudniało wykonywanie zabiegów ochrony chemicznej w okresie infekcji pierwotnych parcha, a także zabiegów przeciwko mączniakowi prawdziwemu (również w przypadku tego patogena decydujące są pierwsze infekcje). Warunki atmosferyczne sprzyjały także rakowi bakteryjnemu drzew owocowych. W dalszej części sezonu było przede wszystkim mokro, co z kolei stwarzało dobre warunki do infekcji przez szarą pleśń, nekrotyczną plamistość liści jabłoni i choroby przechowalnicze.

Parch jabłoni

W kwietniu, a także w maju odnotowano po 17 deszczowych dni, a w okresie decydujących infekcji pierwotnych w maju spadło >100 l/m2 deszczu. Nie bez znaczenia był także duży potencjał infekcyjny Venturia inaequalis w wielu sadach po minionym "parchowym" sezonie (sprawca zimuje bowiem na opadłych, porażonych liściach). Z obserwacji prowadzonych w Sadzie Doświadczalnym IO–PIB w Dąbrowicach (internetowy system wspomagania decyzji w ochronie roślin ogrodniczych) dojrzewające i gotowe do wysiewu askospory w pseudotecjach odnotowano później niż w przeciętne lata, bo 14 kwietnia, dlatego warunki do pierwszych wysiewów wystąpiły dopiero 16 kwietnia (i zbiegło się to z pojawieniem się pierwszej zielonej tkanki podatnej na porażenie). 13 maja na liściach rozet kwiatowych stwierdzono już pierwsze objawy choroby z infekcji pierwotnych i były one od tej pory źródłem infekcji wtórnych. W kolejnych dniach liczba zarodników zmniejszała się i 27 maja w pseudotecjach pozostało do wysiewu tylko od 2% do 7% askospor. Potem przez kilkanaście dni nie było warunków do wysiewu; ten ostatni wysiew miał miejsce 12 czerwca, ale średnia liczba askospor nie przekroczyła już 0,4 szt./m3 powietrza. Kolejne opady w dniach 22–25 czerwca nie spowodowały już wysiewów, co oznaczało zakończenie okresu pierwotnych infekcji jabłoni.

Według dr. Sylwestra Masnego, minionej wiosny okres infekcji pierwotnych trwał krótko, bo tylko 46 dni i był krótszy od średniej wieloletniej (63 dni). Ponadto stężenie zarodników workowych w powietrzu było kilkunastokrotnie mniejsze niż w latach rekordowych pod względem wielkości wysiewów. Może dlatego w wielu sadach w czerwcu trudno było znaleźć nawet pojedyncze plamy parcha, chociaż widziałam też w kilku sadach pojedyncze kwatery, w których na skutek jakiegoś zaniechania/błędu dochodziło lokalnie do silnych infekcji parcha w maju, o czym świadczyły duże, rozlane plamy na owocach (takiego porażenia owoców i liści dawno nie spotykałam). W sadach "czystych" plamy parcha wtórnego pojawiały się stopniowo w dalszej części sezonu (w niektórych lokalizacjach zauważano je dopiero w lipcu/sierpniu) na najmłodszych, wierzchołkowych liściach długopędów po ich spodniej stronie. Były więc źródłem kolejnych plam i dużym zagrożeniem przede wszystkim dla owoców. Podobnie jak rok wcześniej sprzyjały temu intensywne opady deszczu w okresie infekcji wtórnych, a szczególnie w lipcu, sierpniu i we wrześniu. Nie bez znaczenia był również fakt, że walkę z parchem w pierwszych tygodniach wegetacji utrudniały nie tylko deszcze, lecz także silne wiatry i bardzo niskie temperatury, które wymagały także właściwego doboru fungicydów. Zabiegi z konieczności były zatem prowadzone niejednokrotnie w warunkach daleko odbiegających od tych zalecanych, co z pewnością mogło ograniczyć ich skuteczność. Z kolei w dalszej części sezonu, kiedy już łatwiej można było znaleźć plamy parcha głównie na liściach, konieczna była regularna kontynuacja ochrony zapobiegawczej preparatami kontaktowymi na bazie kaptanu/mankozebu (przede wszystkim w celu zabezpieczenia jeszcze nie porażonych owoców). Niestety, wielokrotnie dochodziło do ich zmycia w lipcu i sierpniu przez opady przekraczające 20 l/m2, co wymuszało konieczność szybszego zaplanowania kolejnego zabiegu. Ponieważ takie sytuacje powtarzały się 2–3 razy w sezonie, w niektórych gospodarstwach zużyto więc więcej kaptanu niż w inne lata.

Deszczowa pogoda w maju w czasie kwitnienia bardzo sprzyjała także infekcjom przez patogeny gniazda nasiennego i okolic przykielichowych, m.in. szarej pleśni. W sezonie można było spotkać owoce z objawami suchej i mokrej zgnilizny przykielichowej. Jednak sadownicy nauczeni doświadczeniem innych lat, którzy stosowali w okresie od drugiej połowy kwitnienia/w końcówce kwitnienia fungicydy o szerszym spektrum działania, a więc zwalczające parcha i jednocześnie zabezpieczające przed innymi zagrożeniami, uniknęli uszkodzeń jabłek z tego powodu (np. Fontelis, Luna Experience czy mieszanina kaptanu i pirymetanilu).

Mączniak jabłoni

Nasilenie występowania mączniaka prawdziwego jabłoni narastało od wielu lat, ponieważ nie odnotowywano zim, które zniszczyłyby grzybnię zimującą w uśpionych pąkach kwiatowych i liściowych (źródło infekcji na kolejny sezon). Z relacji niektórych sadowników wynikało, że po tej minionej, mroźniejszej zimie, obserwowali mniejszą presję ze strony tego patogena, jednak moim zdaniem przełomu w redukcji potencjału choroby raczej nie było. Mimo uszkodzeń mrozowych części pędów i całych drzew (które mogły być zasiedlone przez mączniaka), choroba wymagała standardowych działań zabezpieczających. Jeśli ich nie poprowadzono systematycznie od fazy mysiego ucha (preparaty siarkowe) lub zielonego/różowego pąka (łączne zwalczanie mączniaka i parcha z użyciem preparatów z grupy SDHI i mieszaninami: kaptan + fungicyd na mączniaka), w niektórych lokalizacjach porażenie przez mączniaka latem było bardzo duże. W okresach ciepłej, a wręcz upalnej, pogody latem były bowiem bardzo dobre warunki do infekcji wtórnych. Sprzyjał im także wyjątkowo intensywny wtórny wzrost pędów drzew, pobudzany przez obfite opady deszczu (co obserwowano również w sadach, gdzie stosowano preparaty zawierające proheksadion wapnia).

Musimy pamiętać, że choroba ma bardzo duże możliwości infekcyjne i nawet przy mniejszym potencjale patogena na starcie sezonu wskutek niewłaściwie przeprowadzonej ochrony, potrafi ten potencjał bardzo szybko odbudować.

Nekrotyczna plamistość liści jabłoni/alternarioza

Sezon 2021 zostanie zapamiętany jako rok nekrotycznej plamistości liści jabłoni/alternariozy jabłoni. Drastyczne zmiany pogody – z zimnej w upalną (w maju nie było zbyt ciepło, a w czerwcu odnotowywano temperatury dochodzące do 30°C, z kolei w lipcu słupek rtęci przekraczał tę wartość), a także gorzej funkcjonujący system korzeniowy zalewany przez bardzo intensywne i częste opady (a z tym wiązało się też wypłukanie z gleby składników pokarmowych) – to tylko niektóre czynniki stresujące dla drzew i sprzyjające dużemu (większemu niż w inne lata) nasileniu nekrotycznej plamistości liści. Obok czynników abiotycznych/fizjologicznych na jej nasilenie wpływają także grzyby patogeniczne z rodzaju Alternaria. spp (oraz chorobotwórcze wirusy i bakterie).

W niektórych kwaterach objawy nekrotycznej plamistości liści wystąpiły już w czerwcu/na początku lipca. Dotyczyło to nie tylko najbardziej wrażliwych odmian, jak Golden Delicious i Red Delicious, ale także Gali, Szampiona, Ligola, Jonagoldów, Pinovy, Mutsu czy Glostera. W miarę upływu czasu (tam, gdzie nie podjęto odpowiednich działań) ilość zaatakowanych liści intensywnie wzrastała, tym bardziej, że pogoda w kolejnych tygodniach bardzo sprzyjała dalszemu rozwojowi tej choroby. Dla wielu sadowników sytuacja ta była dużym wyzwaniem i jeśli nie wykonano na czas zabiegów nawożenia siarczanem magnezu (doglebowo i/lub dolistnie), dolistnie cynkiem i jednego, a lepiej dwóch aplikacji fungicydami, drzewa przedwcześnie traciły liście. To z kolei spowodowało, że owoce nie dorastały do odpowiedniej wielkości (co nie pozostanie bez wpływu na jakość pąków kwiatowych i przygotowanie drzew do kolejnej zimy). W programie ochrony roślin sadowniczych, poza mankozebem (w przyszłym sezonie już niedostępnym), nie ma niestety fungicydów zarejestrowanych do ograniczania tej choroby, więc sadownicy stosowali z bardzo dobrym efektem fungicydy przeznaczone do walki z chorobami przechowalniczymi: Bellis 38 WG i/lub Switch 62,5 WG. Ale warunkiem skuteczności była w miarę szybka reakcja na pojedyncze objawy, gdyż zabieg spóźniony nie zatrzymywał już gwałtownego rozwoju choroby.

Choroby bakteryjne

W tym roku dały się we znaki również choroby bakteryjne. Niska temperatura i deszcze na starcie sezonu oraz w okresie kwitnienia sprzyjały występowaniu raka bakteryjnego drzew owocowych, wywoływanego przez Pseudomonas syringae – głównie na gruszy. Z kolei pod koniec kwitnienia i w okresie wzrostu zawiązków, upalna pogoda w zestawieniu z częstymi opadami stwarzały optymalne warunki dla zagrożenia ze strony zarazy ogniowej, wywoływanej przez Erwinia amylovora. Sytuacja ta w sadach gruszy i jabłoni wymagała zatem częstszych aplikacji preparatów/nawozów miedziowych, sięgania po Lunę Care 71,6 WG i środek Soriale (fungicyd o działaniu układowym na bazie fosfonianu potasu, stymulujący odporność własną roślin w walce z chorobami).

Choroby przechowalnicze

Bardzo intensywne opady deszczu, głównie w sierpniu i we wrześniu (chociaż nie brakowało ich także w październiku), bardzo utrudniały prowadzenie ochrony przedzbiorczej. Również w tym okresie zdarzało się zmycie podanych wcześniej fungicydów kontaktowych, co (podobnie jak rok wcześniej) stwarzało idealne warunki do infekcji owoców przez sprawców chorób przechowalniczych, w tym parcha przechowalniczego (tym bardziej, jeśli okres karencji uniemożliwiał wykonanie kolejnego zabiegu). Obserwowano także wyjątkowo duże porażenie dojrzewających owoców moniliozą.

 

Autor: Barbara Błaszczyńska doradca sadowniczy, Agrosimex

Fot. Barbara Błaszczyńska

24. kwiecień 2024 08:01