StoryEditor

Czas na analizy glebowe

21.10.2020., 11:18h

Aby zapewnić drzewom odpowiedni wzrost i plonowanie, należy m.in. dostarczyć składniki pokarmowe w ilościach wynikających z potrzeb żywieniowych w danej fazie rozwojowej. Coś, nad czym stosunkowo łatwo zapanować w produkcji szklarniowej, w podłożach inertnych, gdzie mamy kontrolę nad składem pożywki oraz parametrami klimatu, niestety, w uprawie gruntowej, na otwartej przestrzeni, nie jest już takie proste.

Gleba jest tworem żywym i zachodzące w niej zmiany są czymś naturalnym. Mogą być dość dynamiczne. Przykładem może być zawartość dostępnego azotu, kiedy to w glebach żyznych, przy sprzyjających warunkach w okresie letnim dochodzi do przyspieszonej mineralizacji próchnicy i w efekcie w roztworze glebowym pojawia się duża ilość tego składnika (bez żadnego nawożenia). W dodatku oprócz mineralizacji w glebie dochodzi do uwsteczniania składników, ich wymywania, wzajemnego blokowania, itd. To wszystko trzeba uwzględnić, decydując się na określony program nawożenia i – jeśli zachodzi taka potrzeba – odpowiednio go skorygować w trakcie sezonu.

Często korzystamy ze schematów nawozowych, które sprawdzały się w naszych sadach przez wiele poprzednich sezonów, a przynajmniej tak nam się wydawało. Gdy jednak po kilku latach ponownie wykonujemy analizy glebowe, okazuje się, że wyniki mogą się znacznie różnić od poprzednich.

Różnice mogą wynikać z banalnego faktu, że kto inny pobierał próbki – każdy ma „swoją” metodę i z natury powielamy te same błędy. Warto więc, aby próbki glebowe w gospodarstwie pobierała zawsze ta sama osoba, dzięki czemu porównanie wyników jest bardziej miarodajne i łatwiej wychwycić rzeczywiste zmiany w zasobności gleby na danej działce/ kwaterze.

Ponieważ zawsze jest„coś do zrobienia”, co wydaje się nam w danym momencie pilniejsze niż chodzenie po polu i pobieranie próbek (a może to zająć naprawdę dużo czasu) – czynność tę można zlecić pracownikowi stacji chemiczno-rolniczej, profesjonalnej firmie lub innej wykwalifikowanej osobie. Ważne, aby praca ta została wykonana rzetelnie.

Jak to zrobić samemu? 

Aby móc porównywać wyniki analiz, próbki powinny być pobierane nie tylko w taki sam sposób, lecz także w tym samym czasie – jeśli więc do tej pory pobieraliśmy próby jesienią zaraz po zbiorach – starajmy się zachować ten termin następnym razem. Nie oznacza to, że próby pobrane w innym terminie będą nieprzydatne – po prostu trudniej wtedy będzie porównać wyniki z tymi poprzednimi. 

Do poboru wykorzystuje się zazwyczaj specjalne laski, które pozwalają za jednym wkłuciem pobrać glebę z całego też przekroju – najczęściej do 20 cm głębokości. Stosowane są laski pobierające do 30 cm (osobiście używam i bardziej polecam). Różne są modele – ze stopką ułatwiającą wbicie laski albo bez stopki – użycie ich wymaga więcej siły (są to raczej „męskie” modele), ale można nimi pobierać próbki również z głębszych warstw bez używania szpadla lub świdra. Potrzebny jest jeszcze duży, płaski śrubokręt (lub inne narzędzie) pomagający wydobyć glebę z laski do wiaderka. Spotkałem się też z narzędziem z zamontowaną specjalną przesuwną rączką, za pomocą której gleba jest wypychana z laski (wydaje mi się jednak, że zwykły śrubokręt jest sprawniejszy, zwłaszcza gdy gleba jest ciężka i bardziej wilgotna). Jednak sprzęt nie jest ważny – można przecież prawidłowo pobrać próbki za pomocą szpadla i zwykłej łyżki – ważne jest, aby pobrać próbkę reprezentatywną, a więc z pełnego profilu (np. do 25 cm) i z całej badanej kwatery.

Jeśli kwatera nie jest jednorodna, bo np. występuje zmienność glebowa albo część kwatery jest na górce, a część w dolinie, powinniśmy pobrać osobne próby z różniących się części. Oddzielnie pobieramy próbki z wierzchniej warstwy (tzw. ornej) i z warstwy głębszej (podornej). Również oddzielne próby powinny być pobierane z pasa herbicydowego, a oddzielne z pasa murawy.

W badanej kwaterze pobiera się glebę w wielu punktach (teoretycznie powinno być ich przynajmniej 17), chodząc według ustalonego schematu. W nowoczesnym, gęstym sadzie zazwyczaj pobiera się glebę chodząc wzdłuż kilku rzędów i dokonując w miarę systematyczne nakłucia, wsypując „urobek” do wiadra, aby po dokładnym wymieszaniu uzyskać jedną próbę zbiorczą – reprezentatywną dla danej kwatery (lub jej części).

Ja sam pobierając próby, zawsze przed wkłuciem najpierw usuwam wierzchnią warstwę gleby (1–2 cm), traktując ją jako zanieczyszczoną i fałszującą wynik. Próbki należy natychmiast odpowiednio podpisać, aby później uniknąć błędu. Jeśli chcemy badać glebę tzw. metodą ogrodniczą – próbka powinna mieć objętość przynajmniej jednego litra i powinna być dostarczona do stacji chemicznej jak najszybciej po pobraniu – badana jest wilgotna, „świeża” gleba. 

Jak często? 

Analizy gleby zalecano kiedyś wykonywać co 3–5 lat, jednak ze względu na zmianę modelu naszych sadów i ich intensywną eksploatację, a także w przypadku konieczności wprowadzania korekt w nawożeniu, obecnie światli sadownicy wykonują analizy co 2–3 lata (w uzasadnionych przypadkach nawet częściej). Przy czym zazwyczaj ograniczamy się do poboru próbek wyłącznie z pasa herbicydowego i tylko z górnej warstwy. Natomiast analizy głębszych warstw i z pasa murawy wykonuje się najczęściej przy planowanej wymianie sadu – w takim przypadku warto wykonać analizę gleby przynajmniej na rok przed wyrwaniem drzew, aby z wyprzedzeniem móc zaplanować i wprowadzić odpowiednie korekty. Ma to szczególne znaczenie, gdy sadzimy sad po sadzie – bez płodozmianu. Częstsze analizy są też konieczne w przypadku stwierdzenia zaburzeń w odżywianiu sadu. Jeśli konieczne są większe korekty w nawożeniu – warto po sezonie sprawdzić efekt wprowadzonych zmian. 

Jaką analizę wybrać? 

Dostarczając próbki gleby do laboratorium, musimy wiedzieć, jakie analizy są nam potrzebne. Standardowo sadownicy zamawiają tzw. analizy sadownicze – są one tanie (13,12 zł/próbkę) i dostarczają wiedzy na temat pH (mierzone w roztworze KCl), zasobności w fosfor, potas, magnez (w mg/100 g suchej masy gleby), podany jest też stosunek K:Mg. Za dodatkową opłatą można też zamówić badanie na zawartość przyswajalnego wapnia (do czego gorąco namawiam) lub mikroelementów (szczególnie polecam, gdy mamy problem z intensywnym owocowaniem). Na wyniki badań oczekujemy zwykle 3–4 tygodnie, ale – ze względu na trwający program wapnowania gleb i związaną z tym dużą ilością zleceń – może być to jeszcze dłużej. 

Stosunkowo szybko (zazwyczaj w ciągu kilku dni) można uzyskać wyniki, wybierając badania tzw. metodą ogrodniczą. Są one droższe (52,48 zł/próbkę), jednak przy tej metodzie uzyskujemy informacje nie tylko o pH (mierzone w H2O – uwaga: wskazania są trochę wyższe niż przy użyciu KCl) i zawartości P, K, Mg (w tym przypadku wynik jest podany w mg/litr), ale„w pakiecie”podane są też ilość przyswajalnego wapnia, azotu, zawartość chlorków i zasolenie. Ewentualne badania na zawartość mikroelementów trzeba zamówić dodatkowo. 

Co jakiś czas (szczególnie przed założeniem nowego sadu) warto też zlecić badanie na zawartość próchnicy. Jest to niezwykle ważny element decydujący o żyzności gleby, a pamiętajmy, że nawożenie organiczne w większości sadów jest znikome. Dostarczenie dużej ilości materii organicznej i wymieszanie jej z glebą jest łatwe do wykonania przed założeniem sadu – później jest to znacznie trudniejsze i... droższe. 

W zachodniej Europie popularne jest badanie gleby metodą Mehlicha (wyniki podane są w mg/kg gleby). Choć badania te są bardzo tanie, stosuje się je głównie w rolnictwie. Ze względu na inną metodykę tych badań wyniki po przeliczeniu nie pokrywają się z wynikami uzyskanymi według metodyki stosowanej przy próbach sadowniczych. Nie mamy do tej metody, niestety, opracowanych tabel z liczbami granicznymi dla roślin sadowniczych. 

Stosunki pomiędzy składnikami 

Odczytując wyniki analiz, należy zwrócić uwagę nie tylko na zawartość składników pokarmowych, lecz także na to, w jakich proporcjach one występują. Przykład: przyjmuje się, że potasu powinno być 3–4 razy więcej niż magnezu. A co, jeśli będzie go 4–5 razy więcej? Pewnie jeszcze nic złego. Jednak gdy zawartość potasu wzrośnie i będzie go ponad 6 razy więcej, może dojść do zablokowania pobierania magnezu. I pomimo faktu, że niby zawartość magnezu w glebie według analizy jest optymalna, rośliny będą cierpiały na jego niedobór. Najpierw będzie to niedobór utajony, przez nas niezauważalny, w którym roślina„pracuje na mniejszych obrotach”, a dopiero później na liściach wystąpią widoczne dla nas objawy niedoborów. Może też dojść do sytuacji odwrotnej – jeśli stosunek K:Mg spada poniżej 2, jeszcze nie ma problemu, ale kiedy magnezu jest więcej niż potasu, może dojść do zablokowania pobierania potasu. I choć niektórzy się z tego śmieją, niejednokrotnie już spotkałem się z typowymi objawami niedoboru potasu na liściach jabłoni, pomimo, że analizy wskazywały na wysoką zawartość tego pierwiastka. Jednocześnie te same analizy potwierdzały bardzo wysoką zawartość magnezu – wyższą niż potasu. 

Ten drugi przypadek jest dla nas bardziej niebezpieczny, zwłaszcza gdy występuje w okresie wiosennym. O ile niedobór magnezu stosunkowo łatwo uzupełnić poprzez dokarmianie dolistne, o tyle niedobór potasu będzie dłużej przebiegał w fazie utajonej. Zablokowanie potasu, który reguluje pobieranie wody i składników pokarmowych z gleby, fatalnie odbija się na wzroście drzew i plonowaniu. Przypomnę, że niedostateczne zaopatrzenie w potas powoduje m.in. spadek intensywności procesu fotosyntezy i produkcji cukrów, problemy z drewnieniem, zwiększa wrażliwość na suszę i przemarzanie, a jabłka drobnieją i są kwaśne. I to wszystko może się zdarzyć pomimo wysokiej zawartości potasu w glebie. 

W dodatku przy silnych objawach niedoboru potasu chloroza (początkowo występująca na brzegach blaszki liściowej) „wlewa” się do pomiędzy nerwy i... często jest mylona z objawami niedoboru magnezu. Nic więc dziwnego, że w takiej sytuacji sadownik szybko stara się uzupełnić niedobór magnezu poprzez dokarmianie dolistne i stosując doglebowo saletrę magnezową lub siarczan magnezu – co powoduje tylko nasilenie problemów. 

Jeśli więc badania wykazują nadmiar jednego składnika względem drugiego, należy zareagować poprzez zwiększenie nawożenia składnikiem występującym we względnym niedoborze (pomimo wydawałoby się wystarczającej ilości), aby zapewnić poprawne stosunki pomiędzy nimi. 

Fosfor 

Nie obserwuje się w sadach negatywnego wpływu nadmiaru fosforu na rozwój drzew, choć stwierdza się, że może powodować zmniejszone pobieranie azotu, potasu i niektórych mikroelementów. Przy wysokich zawartościach fosforu w glebie można jednak zauważyć lepsze wybarwianie jabłek, nawet odmian zielonych, jak np. Golden Delicious (co nie przez wszystkich jest mile postrzegane). Rzadko też zdarza się, żeby występował tak silny niedobór, aby istotnie wpływał na funkcjonowanie sadu. W podręcznikach możemy nawet wyczytać, że objawy niedoboru fosforu można zaobserwować głównie w doświadczeniach wazonowych. Jednak od kiedy zaczęliśmy intensywne dokarmianie dolistne (również fosforem) i dość powszechne stało się stosowanie posypowo NPK – znikł m.in. problem z przemiennością owocowania. Może jest to zbyt daleko wysunięty wniosek, ale przecież fosfor to energia potrzebna do przebiegu wszystkich procesów, a głód energetyczny powoduje m.in., że roślina musi wybierać pomiędzy zaopatrzeniem owoców (w których dojrzewają nasiona gwarantujące przetrwanie gatunku) a formowaniem pąków kwiatowych na następny sezon (które stanowią tylko potencjał na przyszłość – o ile roślina dożyje do jego wykorzystania). „Doświadczenie ewolucyjne”każe roślinie wybrać w pierwszej kolejności wykarmienie nasion (dobro obecnych„dzieci”ma priorytetowe znaczenie wobec tych dopiero„planowanych”). 

Zostawmy jednak rozważania egzystencjalne i filozofię ewolucji – skupmy się na praktycznym aspekcie nawożenia fosforem: jeśli zasobność gleby w ten pierwiastek jest na średnim poziomie, a wiemy, że sad w pełni owocowania potrzebuje go raptem na poziomie 20, maksymalnie 30 kg/ ha, proponuję coroczne wprowadzanie właśnie takich ilości z gotowymi mieszankami NPK – najlepiej tymi, które zawierają polifosforany lub poprzez fertygację. Jeśli zasobność jest wysoka – zrezygnujmy z nawożenia posypowego tym składnikiem do czasu następnego badania gleby. 

Odczyn gleby 

Wysokie pH nie musi oznaczać wysokiej zasobności w przyswajalny wapń, choć wielu sadowników do tej pory ma przeświadczenie, że właśnie tak jest. Często obserwuję ogromne zdziwienie tych, którzy zamówią analizy ogrodnicze lub (za czyjąś namową) dodatkowe badanie na zawartość wapnia: „Jak to? Takie wysokie pH, a tak mało wapnia?” 

Odczyn gleby nie wynika tylko z obecności wapnia. Podniesienie pH może wynikać też choćby z wysokiej zawartości magnezu lub węglanów. Dla przykładu: magnez silniej podnosi pH niż wapń. 

W dodatku często spotykamy się z lekceważącym stosunkiem do odczynu, a niewłaściwe pH powoduje słabsze wykorzystanie składników pokarmowych i ich ubytki spowodowane np. uwstecznianiem. Zaznaczę przy tej okazji, że zazwyczaj gleby alkaiczne jest znacznie trudniej zakwasić niż podnieść pH na glebach kwaśnych. Trzeba jednak starać się doprowadzić odczyn gleby do optymalnego dla danej uprawy... albo zmienić uprawę, co na dłuższą metę może przynieść lepszy efekt, a na pewno będzie łatwiejsze. 

Mgr inż. Zbigniew Marek
 
16. kwiecień 2024 12:08