StoryEditor

Poznaj Sady Beskidu Wyspowego

09.08.2021., 11:40h

Gdy trafiłam do gospodarstwa Państwa Węgrzynów w Krasnych-Lasocicach (pow. limanowski), stwierdziłam, że jego właściciele nie poprzestają na zmianach wprowadzanych ponad dekadę temu przez prof. E. Makosza za sprawą słynnych seminariów sadowniczych organizowanych w pobliskiej Limanowej. Wdrożone wtedy modele sadów dziś przechodzą kolejny renesans.

Krzysztof Węgrzyn wraz z rodzicami Alicją i Markiem prowadzi 6-hektarowy sad jabłoniowy, kontynuując już trzypokoleniową, rodzinną tradycję sadowniczą. Jej początki są silnie związane z rozwojem sadów w całym regionie.

Narodziny tradycji

Pierwsze sady w okolicy Limanowej zakładał inż. Józef Marek, ten sam, który przyczynił się do powstania w 1934 r. Podhalańskiej Spółdzielni Owocarsko-Warzywniczej w Tymbarku.. Wtedy jabłonie sadziło się w rozstawie 8×8 m, a pomiędzy nimi orało się ziemię, siało owies, uprawiało ziemniaki itp. – Z takiej jednej jabłoni – Szarej Renety czy Landsberskiej – można było uzbierać 40 klatek "jedynek" (każda po 20–25 kg owoców) – opowiada Marek Węgrzyn. Choć rzecz się działa około 100 lat temu, drzewa z tamtego okresu wciąż jeszcze rosną na tych stokach, poświadczając o głęboko zakorzenionej tradycji sadowniczej w tym regionie.

Pierwszą w okolicy przechowalnię owoców wybudował w swoim gospodarstwie dziadek Krzysztofa Węgrzyna. – Było to na początku lat 60. W tej ciężkiej, gliniastej ziemi tata własnoręcznie wykopał łopatą kanał doprowadzający wodę do przechowalni – wspomina pan Marek. – Budynek był tak zaprojektowany, że przepływająca w klepisku woda (obieg zamknięty) zapewniała przechowywanym owocom odpowiednią wilgotność i temperaturę około 7˚C przez cały rok. Odmiany takie jak Jonica przechowywane były tam do czerwca.

fot. Krzysztof Węgrzyn i Zbigniew Marek (z prawej) w kwaterze Szampiona, gdzie zastosowano silne cięcie młodych drzewek

09. październik 2024 14:54