StoryEditor

Sadownicy obawiają się białoruskiego embarga

07.09.2020., 11:15h

Sadownicy apelują o ostrożność i wstrzemięźliwość wobec Białorusi. Obawiają się, że popieranie przez polskie władze protestów białoruskiej opozycji zakończy się embargiem na polskie jabłka. A to może zakończyć się katastrofą dla całej branży, które od 2014 r. jest odcięta od rynku rosyjskiego. 

Związek Sadowników przypomina, że obecna sytuacja na Białorusi nieco przypomina wydarzenia na Ukrainie z pierwszej połowy 2014 roku. W Polsce trwała wówczas kampania do Parlamentu Europejskiego i niektóre partie polityczne wykorzystały ten temat do krytyki Rosji i wyrazów poparcia dla Ukrainy.

Nasi politycy jeździli nawet na kijowski Majdan wspierać tamtejszą opozycję. Wydarzenia potoczyły się jednak zupełnie inaczej doszło do m.in. aneksji Krymu i pozostawienia Ukraińców samych sobie z gospodarczymi i politycznymi problemami.

-Efektem polskiego zaangażowania w konflikt było nałożenie przez Rosję embarga. Najpierw na polskie, a później także na unijne jabłka i inne owoce. Trwa ono do dziś i cały czas z jego tytułu ponosimy straty. Pamiętajmy, że wówczas, czyli przed wprowadzeniem zakazu handlu eksportowaliśmy do Rosji nieraz nawet ponad milion ton jabłek rocznie. I tak, jak Ukraińcy zostaliśmy wówczas pozostawieni sami sobie i tylko z wielkim wysiłkiem wywalczony przez Związek Sadowników RP i ówczesnego ministra rolnictwa Marka Sawickiego mechanizm tzw. „wycofywania” nieco złagodził na kilka lat nasze kłopoty - napisał w oświadczeniu Mirosław Maliszewski prezes Związku Sadowników RP. 

Efektem rosyjskiego embarga była znacząca zmiana geografia handlu zagranicznego. Znaczącym importerem naszych jabłek została Białoruś, do której wysyłaliśmy nawet 600- 700 tys. ton jabłek w sezonie. Towar ten w dużym stopniu był potem re-eksportowany do Rosji. Sadownicy obawiają się, że obecne wydarzenia na Białorusi i poparcie jakiego udzieliły polskie władze protestującym doprowadzi do zamknięcia białoruskiego rynku na nasze owoce. Obawy są tym bardzie zasadne, że prezydent Białorusi, niedawno zagroził, że jeśli Polska i Litwa nie zaprzestaną wspierania protestującej przeciwko niemu opozycji jest gotów wprowadzić sankcje. Jego zdaniem mogą one polegać na zablokowaniu tranzytu naszych towarów docierających docelowo do Rosji i Chin.

- Teraz my pokażemy im, co to są sankcje. Gdyby chcieli przesyłać towary do Chin i Rosji przez nas (Polacy i Litwini), to teraz będą latać lub handlować z Rosją przez Bałtyk lub Morze Czarne i tak dalej. A o produktach objętych sankcjami (na te, na które Rosja nałożyła embargo) - niech nawet nie marzą. Warknęli i zapomnieli, czym jest Białoruś. A pomyśleli, że możemy się przechylić, przestraszyć ich czołgami, pociskami… Zobaczmy, kto jeszcze kogo przestraszy. Pokażemy im, co to są sankcje – powiedział cytowany przez Związek Sadowników RP Aleksandr Łukaszenka.

Związek Sadowników przypomina, że Polska jest piątym partnerem gospodarczym Białorusi, po Rosji, Ukrainie, Niemczech i Chinach. A całkowite zamknięcie granic dla ruchu towarowego będzie też niekorzystne dla samej Białorusi.

- My, jako branża – jeśli zapowiedzi staną się faktem - możemy niestety mieć znów poważne kłopoty. Należy więc zachowywać się ostrożnie i wstrzemięźliwie, a sprawy przyszłości Białorusi pozostawić głównie samym Białorusinom. To oni - tak jak my wielokrotnie w historii - muszą zdecydować w jakim kraju chcą żyć, jaki ma on mieć ustrój, jaką ma mieć pozycję w Europie i na świecie. Wyciągnijmy więc wnioski z 2014 roku, naszego ówczesnego ogromnego zaangażowania w konflikt ukraińsko- rosyjski i cenę, jaką za to płacą do dnia dzisiejszego polscy sadownicy – podsumował Mirosław Maliszewski prezes Związku Sadowników RP. 

wk, fot. president.gov.by
27. kwiecień 2024 00:29